Przyznam się, że zastanawiającym było dla mnie upodobanie niektórych Pań do holenderskich i niemieckich rowerów w kolorze różowym - patrz: wiele przykładów z tego bloga. Przecież a) jest to kolor daleki od neutralnego, na raz można się takim rowerem gdzieś wybrać, ale nie żeby jeździć na co dzień... - przewidywałbym szybkie zmęczenie jego jaskrawością; b) jest to kolor, który ma niekorzystne konotacje kulturowe (słodka idiotka, Barbie, różowa landrynka).
Zatem chęć posiadania i używania roweru z różowym lakierem była dla mnie czymś zaskakującym. Jednak obserwując jak ciekawe, pod względem stylizacji, Osoby wsiadają na takie damki, uznałem to za przejaw ich śmiałości i świadomy zabieg, dzieki któremu róż zyskał w moich oczach szacunek.
Oto ilustracja, którą ostatnio stworzyłem w oparciu o fotografię Moniki:
Z Moniką (alias Szara) razem studiowaliśmy, wspólnie należymy do grona znajomych, którzy utrzymują żywe kontakty również i po studiach. Miałem kiedyś przyjemność uczestniczyć jako fotograf w sesji zdjęciowej dla firmy, w której Szara pracuje. Jest w niej kimś w rodzaju menedżerki, od czasu do czasu również pozuje do fotografii na potrzeby promocji produktów. Firma jak najbardziej łódzka, stąd w tej jednej grafice połączenie sił z naszym łódzkim blogiem.
14.1.09
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
6 komentarzy:
Kiedyś się potrafiłam od stóp do głów ubrać na różowo, taka faza. Może z rowerem jest tak samo? ;)
dobrze wiesz, że mnie się różowa damka marzy! ;)
jest róż i róż ;)
a niewiele jest rzeczy, które mają tyle wdzięku, co różowa damka. no, może jeszcze czarna ;)
niestety moja różowa dama pocharatana została przez... rikszę i tym sposobem nie mogę uczestniczyć w konkursach na tę najbardziej szykowną, hehe.
(od jakiegoś czasu zaglądam regularnie - inspirujące)
Jeździłam kiedyś (nie tak dawno - z 7-8 lat temu) rowerem made in CCCP zakupionym w roku bodajże 1980. Była to damka w kolorze błękitnym - tak ślicznie niesamowicie błękitnym jak kolor emalii na rondlach. Ja na to mówiłam "blue garnkowy". Rower był całkiem fajny, w zasadzie się nie psuł - jedyne wady to fakt że był ciężki (wiadomo dużo radzieckiej stali) oraz nie miał przerzutek. Jeżdżenie było niezłym treningiem fizycznym. Rower jeszcze mam. Moja córka go czasem z garażu dziadków wyciąga :).
Ja miałam różową damkę. Była rowerem pseudogórskim, produkcji Rometu Bydgoszcz i nazywała się SAMANTA. Nienawidziłam tej potworzycy i z niebotyczną radością zamieniłam na moją aktualną Schwinnkę.
Mój rower jest różowy. Jest róż i róż ;) Pozwolę sobie zalinkować.
Prześlij komentarz